wtorek, 31 lipca 2012

Spełnienie dziecięcych fantazji...

Witam ciepło:)
   Na początku pragnę Wam podziękować za liczne odwiedziny,cieszę się,że ten blog może kogoś inspirować czy w czymś pomóc , z chęcią i przyjemnością odpowiadam na Wasze pytania,więc nie krepujcie się,piszcie śmiało.W wolnej chwili na pewno odpiszę:)
   Z przyjemnością witam też nowych Obserwatorów:)


A wracając do posta....
Jako dziecko miałam wiele pomysłów na swoje przyszłe życie.Jak każda mała dziewczynka zaczynałam od Marusi z Czterech pancernych i chęci pozostania pielęgniarką.Wszystkie misie,lalki leżały w domowym szpitalu z zabandażowanymi kończynami,termometrami w tyłkach (kiedyś nie znałam innego sposobu pomiaru temperatury ciała) i ja latająca w czepku z białej kartki z czarnym namalowanym flamastrem paskiem:) Oj na długo pozostały mi w głowie marzenia o medycynie,jednak pół punktu ,które zabrakło mi na egzaminie zniweczyło moje plany.A jestem pewna,że chirurg byłby ze mnie  idealny:)
Kolejne marzenie to taniec w balecie...to za namową babci,która pracowała w Teatrze Muzycznym.Mocno zachęcała moich rodziców ,żeby zapisali mnie na zajęcia.Ale tu na przeszkodzie stanęły fundusze,dostaliśmy bowiem mieszkanie spółdzielcze i trzeba było szybko wszystko opłacić.
Chodziłam więc z babcią na każdy wieczorny spektakl operetki,siedziałam zawsze na balkonie tuż za oświetleniowcem  i piałam....Piałam aż miło,każdą arię znałam na pamięć,każde słowo tekstu,każdy element dekoracji:) Teraz z perspektywy czasu mocno mi żal.....żal mi tego oświetleniowca,który nie mógł nigdzie uciec przed moim śpiewem:)
Ale te czasy naprawdę wspominam  jako najpiękniejszy okres mojego dzieciństwa i bardzo żałuję,że życie tak mnie omijało w ważnych dla mnie chwilach.
Wiem jedno...zamiłowanie do operetki,śpiewu,tańca i teatralnych dekoracji ma na mnie wpływ aż do dnia dzisiejszego.
No i będąc w niedzielę na giełdzie znalazłam  w stercie klamotów puenty...oczka mi się musiały świecić jak dwie iskierki,bo sprzedawca spytał czy dam 5zł za nie...ale tu już nie chodziło o pieniądze tylko o to,że je mogłam mieć.
Czy dam? Pewnie,że tak!     A co to w ogóle jest? spytał sprzedawca....
Ręce opadły,ale co będę chłopu tłumaczyć,stwierdzenie ,,buty do tańca'' chyba mu wystarczyło:)




Tak więc mam je i to dokładnie mój rozmiar choć wydają się taaaakie maluśkie:)
Założyłam i ja pierdziu....jakaś masakra! W tym momencie uroczyście kłaniam się wszystkim baletnicom,nisko,nawet bardzo nisko...I błogosławię tym samym spółdzielnię mieszkaniową  za oddanie nam tego mieszkania w danym czasie:)))

Puenty są dla  niewprawnych nóg niczym imadła ,na palcach stoi się wygodnie ale latać w nich tak lekko,zwiewnie po całej scenie to sobie za Chiny nie wyobrażam:)


Tak więc dziecięce marzenie spełnione,udokumentowane i powieszone na haku jako dekoracja,a ja zadowolona i w malutkiej części spełniona,przez kilka chwil miałam na nogach swoje wymarzone puenty:)))))

                     
                          Trafiłam wiele innych ciekawych rzeczy na giełdzie ,ale o tym następnym razem.
  Moc uścisków i pozdrowień wysyłam do każdego kraju,z którego przybywacie do mnie,cmooooook:)))))


środa, 25 lipca 2012

Francuskich klimatów ciąg dalszy...

Witam Was ciepło:)
Postanowiłam dziś odpocząć trochę od pracy i wypocząć przed pójściem do następnej.A,że wypoczynek w moim przypadku zawsze kończy się na tworzeniu czegoś ,więc wzięłam się za kończenie krzeseł do kuchni.Krzesła z drewna w kolorze brązowym zakupiłam  dawno,dawno temu na giełdzie staroci (nic nowego) i musiałam je dostosować do warunków panujących w tym mieszkaniu.Z czyszczeniem poszło szybciutko,lakier słabo się już trzymał,więc kilka pociągnięć ostrzem noża i było po zawodach.Potem użyłam niezawodnej akrylowej farby do drewna mocno rozcieńczonej i wtarłam w drewno kilkoma cienkimi warstwami.
Obicie siedzeń też nie przysporzyło wielkich trudności i w końcu krzesła stały się jasne z szarymi siedzeniami.Ale....przy mojej familii,a zwłaszcza jej młodszej części ,siedzenia brudziły się z prędkością światła.
Nie było rady,trzeba było uszyć poduchy.Poszperałam w zwałach materii bezczelnie panoszących się w mojej przestrzeni i wyciągnęłam cudnisty,prążkowany materiał.



            Pierwszy raz szyłam poduchy na krzesła ale jakoś ,,poszło''...następnym razem będzie lepiej:))


Do ozdoby krzeseł wykorzystałam moje ulubione ozdobne dekory,których tym razem nie wykonałam samodzielnie tylko poszłam na łatwiznę:)) Podczas zakupów zniczy natknęłam się na fajnie wykonany lampion,który po bokach miał 4 takie ozdobniki...

            
               Małe  malowanko,przecieranko i przyklejanko i dekorki dopasowały się do krzeseł ...

A jeszcze przed krzesłami przytargałam do domu stary,gruby blat ...nie zgadniecie skąd:))) Z giełdy,oczywiście...Blat był pokryty grubą na kilka milimetrów farbą olejną i tu już samo ostrze noża nie pomogło,niestety.Szorowanie tego badziewia zajęło mi trochę czasu,ale w końcu nadszedł finał i wyłoniło się czyste drewno.
Blat malowałam identycznie jak blat z rusztowania,mieszanką przeróżnych farb,pigmentów i bejc a potem woskiem wybielającym.Przyszła kolej na nogi i tu znów problem...w sklepie drogie jak diabli,na giełdzie ciężko dwie identycznie dostać.Kiedy już myślałam,że mnie coś trafi wpadłam na stoisko w narzędziami i  rozwiązanie przyszło samo. Może dziwne,może śmieszne,ale skuteczne,tanie i w pełni mi pasujące:) Kupiłam dwa .....trzonki do siekiery hahaha.
Trzonki docięłam jakoś na pożądaną wysokość i przykręciłam do blatu śrubami.Zostało tylko zaślepić czymś śruby na blacie.Użyłam żeliwnych elementów połączonych klejem.

                    

                                    No i w końcu po prawie roku mam już wszystko na miejscu:))



Trafiłam też na giełdzie metalową lampę z kryształkami,Właściwie to był tylko sam stelaż do lampy,kabel i oprawkę musiałam dołączyć sama.Bardzo mi się podobała,więc zawisła na pograniczu kuchni i salonu.


 A w tle mój ulubiony kwietnik z metalu i ,cudem jakimś rosnące, kwiatki w donicach z wojskowych emaliowanych kubełków.


No i przyszła pora na mnie,trzeba się szykować do pracy,echhhhhh...buziaki i do zobaczenia niebawem:))))


piątek, 13 lipca 2012

Powrót córki marnotrawnej:))

Zebrało mi się od niektórych ostatnio,oj zebrało..za co? za ciszę w eterze :) Racja po ich stronie,bo wiszę wszędzie na blogach z tymi jajcami od kwietnia hihihi....ale co ja poradzę? Głowa tylko jedna,ręce na szczęście dwie,ale i tak o cztery za mało,żeby ogarnąć cały ten bajzel.
A bajzel powstał tylko i wyłącznie na moje własne życzenie i za namową wielu ,,życzliwych''...i ma tytuł Działalność gospodarcza.
No więc sobie nadałam roboty ,ale cierp ciało jak żeś chciało,a moje cierpienia możecie zobaczyć tu   w galerii.
Mało tego jeszcze,ale pomysłów w głowie tysiące tylko czasu tak niewiele na ich realizację.A może ktoś ma do odstąpienia za małą odpłatą parę rąk??? sprawnych -dodam? Chętnym zapraszam :)

Dni mijają jak szalone,zaczęłam pisać tego posta w niedzielę,dziś piątek,ale to chyba wszystko przez niedzielnego kaca...Dwa piwa dla pijącej od święta głowy to jednak o jedno za dużo..Ale nie przeszkodziło mi to bynajmniej,żeby  polecieć wtedy z rana na giełdę i przytargać do domu globus do pokoju młodego,który od kilku dni znosił moje sapania,siódme poty i lekkie ,,wiązanki'' przy okazji rozwalania całego dotychczasowego wystroju.Od czasu przeprowadzki nie mogłam na niego patrzeć,jak postawiłam  wszystko na szybkiego i bez pomyślunku tak to stało i nie chciało się jakoś samo sensownie ustawić i w końcu powiedziałam basta!
Relację chyba zdam jak już wszystko skończę,bo teraz trudno mówić o miarodajnych efektach,ale z pomocą nieocenionej Renaty jakoś może dobrnę do końca pod koniec roku:)Renato! dzięki za inspiracje,korzystam garściami:))
A co u mnie nowego w wystroju? Chyba poza tym,że pomalowałam w końcu komodę,przestawiłam ją na miejsce witryny,którą postawiłam tu gdzie wcześniej stała owa komoda,narożnik wylądował  na środku salonu,kominek na ścianie,telewizornia zawisła nad kominkiem,Francuz pyszni się teraz pod oknem,mała komoda wylądowała w przedpokoju....to nic ciekawego się nie działo:)



 Myślę nad zmianą koloru witryny i jeszcze jednej komody z przedpokoju...znudziły mi się już ich szaty.Ale nie mam  czasu ani  konkretnego pomysłu.Łazi mi też po głowie konsola którą bym mogła postawić z tyłu narożnika...szukałam na giełdzie jakichś nóg od stołu ale nic nie było...Trzeba będzie przyciągnąć myślami.
Ale  fundnęłam sobie dwa gazony na kwiatki...a co...jak szaleć to szaleć:)


I właśnie nad tą witryną ostro myślę...nie mam pojęcia co z nią zrobić.Mam ochotę zedrzeć z niej te farby  i jakoś inaczej ją pomalować,ale nie mam weny.Może Wy mi coś doradzicie? Myślałam już nad poszarzałym drewnie,o niebieskim kolorze a nawet o zieleni i nie wiem nadal:)



Trafiłam też w SH fajną poszewkę na poduchę i znów zaszalałam:) Wydałam złotówkę....że też ludziska chodzą,oglądają i nie widzą takiego cukiereczka na wyprzedaży??? Na moje szczęście nie:)No cóż ich strata,leży teraz u mnie...a może stoi? hmmm...eksponuje się


 Przy wizycie w piwnicy natknęłam się też na zestaw ramek,które zrobiłam daaawno temu i przyniosłam je z powrotem do powieszenia,są jedną z niewielu rzeczy do których mam jakiś lekki sentyment.




































Następnym razem kolejne pstryki z przestawianek i kolejne nowości,dziś niestety tak krótko bo oczy się kleją i mózg już nie chce pracować:)
Buziaki dla Was ,dziękuję za Waszą pamięć,za odwiedziny  i przepraszam,że tak mało mnie u Was i u siebie.
Do zobaczenia,mam nadzieję  za niedługo:) cmoooooooooook




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...