Obiecałam dziś post kulinarny,więc nie mam wyjścia:) Siedzę sobie właśnie w pracy i patrzę przez okno na spadające z drzew złote liście.W tym zabieganiu nawet nie spostrzegłam kiedy delikatnym krokiem nadeszła jesień.To chyba jedna z moich najmniej lubianych pór roku.Chociaż kiedy byłam dzieckiem to uwielbiałam jesień.Mieszkaliśmy u babci,w starej kamienicy,w samym centrum Lublina.Z okien miałam widok wprost na Park Saski,jedno z zielonych serc mojego miasta.Możecie sobie wyobrazić jak pięknie musiała wyglądać wczesna jesień gdy wyglądałam przez okno,dlatego bardzo często siadałam na wysokim parapecie i obserwowałam ludzi chodzących po parku .Rodzice często zabierali mnie na sezon,,kasztanowy'' i ,,liściowy''.Najczęściej wtedy,kiedy trzeba było przynieść do przedszkola jakieś owoce jesieni na prace ręczne...och jak ja to lubiłam:))I spacery i prace ręczne ,oczywiście:)
Potem jednak nadchodziły paskudne dni,drzewa robiły się łyse,trawa pokrywała się coraz częściej szronem,jedynie czerwone owoce jarzębiny dodawały nieco koloru otoczeniu.Skończyły się spacery,rzucanie liśćmi...Ale moja kochana babcia miała świetny sposób na poprawienie rodzinie humoru.Robiła szarlotkę.Niby zwykłe ciasto,stare jak świat,znane i lubiane chyba przez wszystkich...ale ,,takie'' robiła tylko babcia.I pomimo tego,że wypróbowałam tysiące przepisów na inne ciasta,to ani Tiramisu,ani Ciasto Szefa,ani nawet Krówka ,nie są takie jak SZARLOTKA.Przepis dostałam od mamy,przechodzi z pokolenia na pokolenie i nic się w nim nie zmienia od lat,jednak zawsze wychodzi wszystkim krucha i pyszna.Wiele z Was zna te składniki i proporcje doskonale,ale wiem,że dużo osób ich jednak nie zna ,więc podaję...

Sposób wykonania:
* Jabłka obrać,pokroić w cząstki i lekko podprażyć w rondlu.Podczas prażenia dodać cynamon,odrobinę cukru , jeżeli jabłka są bardzo kwaśne.
*Na stolnicę wysypać mąkę,cukier puder,śmietanę,cukier waniliowy ,proszek do pieczenia ,rozdrobnioną kostkę margaryny i 4 oddzielone od białek żółtka.Najpierw wyrabiamy ciasto długim nożem,potem rękami.Gdy za bardzo się klei do rąk można podsypać odrobiną mąki.
*Ciasto dzielimy na 2 równe części i wkładamy do zamrażalnika,najlepiej na kilka godzin.Ja np.robię dzień wcześniej.
*Na wysmarowaną tłuszczem i obsypaną mąką blachę ścieramy na tartce o dużych oczkach jedną część ciasta,lekko podpiekamy.Na podpieczony spód kładziemy podgrzane jabłka.
*Z białek ubijamy sztywną pianę i rozkładamy ją równomiernie na jabłkach.Na wierzch ścieramy drugą część ciasta,całość wsadzamy do piekarnika .Ja piekę mniej więcej 50min.w piekarniku o temp.180st.Ale w zależności od rodzaju piekarnika te parametry mogą się różnić.W każdym razie gdy wierzch ciasta będzie ciemnozłoty a zapach rozniesie się po całym domu i nagle sąsiad zapuka pożyczyć szklankę cukru,to oznacza,że ciasto jest już upieczone.
* Po wyjęciu ciasto wystudzić,ale nie łudźcie się...nie zdąży tak do końca...w każdym razie,w którymś momencie trzeba go posypać cukrem pudrem...
A potem cóż...zbieramy rodzinę do stołu,podajemy talerzyki i wcinamy,a za oknem może być nawet gradobicie,co nam to...my mamy SZARLOTKĘ pod nosem:)))))
Wiecie co? Chyba zaproszę babcię........i powspominamy sobie jesień w Parku Saskim...
A Wam Kochani życzę wspaniałej niedzieli,udanych wypieków(wszystkich) i spotkań w rodzinnym gronie.Pozdrawiam i mam prośbę...może Wy macie jakieś wspaniałe stare przepisy,którymi chcielibyście się podzielić z innymi?Proszę wpisujcie je w komentarzach,warto podzielić się wiedzą i ciepłem domowej kuchni.Paaaaaa.....:))))