Długo,długo,bardzo długo czekałam na pojawienie się okazji zakupu dostojnego fotela.Podczas odwiedzin targu z klamotami wiele razy widziałam przecudnej urody meble tego typu,jednak albo stan albo cena(zwłaszcza cena) odstraszały mnie bardzo skutecznie od dokonania wymarzonego zakupu.Ale widać ,,góra'' popchnęła mnie w deszczowy,paskudny dzień na giełdę,gdzie przy samym już wejściu szczerzył na mnie bezczelnie zęby mój wymarzony fotel.Zastanawiałam się jak podejść sprzedawcę,żeby patrząc na mnie nie palnął niebotycznej sumy za tego ,,starocia''.Postanowiłam udać biedną sierotkę a'la Marysię i z oczami spaniela spytałam o cenę.
,,jak dla pani to z siedem dyszek muszę niestety krzyknąć!''jesoooooooo.......z sierotki Marysi stałam się w oka mgnieniu czarną panterą,szybko zapłaciłam,zgarnęłam co kupiłam ,żeby zakłopotany pan nie zdążył się opamiętać co palnął i tyle mnie widzieli na giełdzie w ową niedzielę.Resztę dnia spędziłam bardzo pracowicie...
Szlifierki nadal się nie dorobiłam,ale za to noży mam pod dostatkiem.Tak więc zaczęło się obieranie ze skóry...długo to trwało,ale za siedem lat świetlnych wyszło surowe drewno.Tapicerka też mi nie odpowiadała zupełnie,więc odeszła w siną dal ,czyli do kosza na śmieci.
Potem pierwsza warstwa jasnej farby,na to druga warstwa ciemnej,no a potem miały być przecierki.
Jednak były tak paskudne ,że postawiłam na inny sposób.Znów poszła w ruch moja cudowna gąbka na cellulit i trzy kolory farb.I mazianie...
Po wyschnięciu wszystkiego palcem nakładałam jasną farbę i tym samym paluchem wcierałam ją w fotel .Efekt mnie samą zaskoczył:) Dla podniszczenia części ramy użyłam czarnej farby i znów palcami wyrzeźbiłam niby wytarcia.
Przyszła kolej na wymianę tapicerki...tu to się działo,zszywacz odmawiał mi posłuszeństwa co rusz,więc dużą część musiałam przybić gwoździami,ale jakoś poszło i po dłuuuuugim czasie stanął mój Francuz na miejscu a ja gonię kolejne swoje marzenia:))
A w tak zwanym międzyczasie poszyłam sobie jeszcze kilka poduch na kanapę.chyba z tą wiosną naleciało mnie na kolorki:)
Szare powstały z materiału,którego resztki ocalały po szyciu zasłon(pojawiły się pytania,więc tu napiszę,że wzór na poduszkach malowałam sama farbą do tkanin)a bordowe jak to zwykle u mnie bywa z najbardziej popularnego surowca ,czyli z prześcieradła:))
Na dziś tyle udało mi się po nocy wklepać,serdecznie dziękuję za wszystkie życzenia urodzinowe i miłe komentarze w poprzednich postach.Myślę nad moim pierwszym candy blogowym,ale obiecałam sobie,że zrobię go, kiedy lista Obserwatorów dojdzie do 100, czyli może niedługo:))) Moc buziaków,udanego weekendu Wam życzę,ja niestety spędzę go cierpliwie zarabiając na byt....