środa, 28 września 2011

Moja Laura...

Witajcie Kochani, chciałam Wam dziś przedstawić moją Laurę...Laura jest wymarzonym manekinem i powstała przy pomocy mojego syna.I tu wielkie dzięki Synu...bez ciebie nie byłoby nowej zawalidrogi  w domu:)) A tak zawalidroga stoi i pilnuje porządku kiedy mnie nie ma w domu...a przynajmniej tak sobie wmawiam, zostawiając buzujące hormony w domu bez opieki.


 

Od dawna podziwiałam na Waszych blogach piękne manekiny i piałam z zachwytu,wiedziałam jednak,że są dla mnie nie osiągalne.Wpadł mi kiedyś w ręce link, z przepisem dla krawcowych, opisujący w jaki zrobić manekina z taśmy montażowej.Więc najpierw ubieramy delikwenta w stary T-shirt.Potem trzeba od samej góry do końca bioder ciasno owinąć tegoż delikwenta.W moim przypadku ja byłam wzornikiem a moje dziecko dzielnie walczyło z taśmą.Poszło chyba ze dwie rolki...nie sądziłam,że mam tak dużo w ,,obejściu'',a wyraźnie krzyczałam,,ciaśniej synu,ciaśniej!!!''.Pod koniec owijania czułam się jak połamaniec zamotany gipsem,straszne uczucie,ani się ruszyć,a już o schyleniu się to można tylko pomarzyć.

Jak już byłam cała omotana taśmą, to trzeba było nożyczkami przeciąć tył,łącznie z koszulką...inaczej nie ma Janka,nie zeszłoby.Dlatego właśnie, trzeba używać starej koszulki.U mnie ,oprócz koszulki, poszły jeszcze rajstopy i majtki,ale to już wybaczyłam umordowanemu dziecku.Jakby nie patrzeć ,owijał mnie chyba z godzinę!Po zdjęciu gorsetu poczułam się jak świeżo otwarta kawa ,wcześniej sprasowana hermetycznie.W dwie sekundy przytyłam z 15 kilo:)) Znów niemiłe uczucie,ech to prawda tworzy się w bólach.


Po sklejeniu pleców taśmą,rozpoczęło się wypychanie watoliną.Znów tyłam w oczach,ale przynajmniej nie żałowałam Laurze biustu .Niech chociaż ona coś ma...wypchany korpus obszyłam materiałem z worka jutowego ,takiego na ziemniaki.Po obszyciu całość pomalowałam białą emulsją do ścian.Żeby było trochę bardziej vintage poprzecierałam ,w niektórych miejscach materiał papierem ściernym.
Jako nogę wykorzystałam stelaż od starej drewnianej lampy,kupionej za grosze na pchlim.Też ją pomalowałam na szarobury kolor i dałam jasne przecierki.


Na dekolcie przykleiłam gipsowy dekor,nie wieszam na niej korali,ani innych ozdób,więc mogłam sobie na to pozwolić,a po drugie lubię coś sobie ,,dorzucić''.Laura dostała też ogonek...pewnie ma to jakąś fachową nazwę a dla mnie to ,,ogonek''.Tak więc ogonek powstał jakoś tak sam z siebie,użyłam kilka róż i kawałki cienkiego lnu.


Zapomniałam jeszcze o ramionach i górze Laury... do ramion doszyłam blaszki,które odczepiłam od paska kupionego w ciuchlandzie.A góra Laury to przywiezione z Francji ,,coś'' zakupione na brokantach.Jedno i drugie pomalowałam farbą imitującą żelazo i spatynowałam specjalną solą.Powstała po jakimś czasie rdza świetnie dodaje lat nowiutkiej damie.


I w taki sposób ,,narodziła'' się nowa istota w naszym domku ,a ja oglądając blogi mogę spokojnie patrzeć sobie bez zazdrości na Wasze manekiny.Teraz zapatrzyłam się na wielkie zegary,więc niedługo wpadnę z postem o zegarze.
Aaaa... zapomniałam napisać,że buty zostały zakupione,nawet w podwójnej ilości dla świętego spokoju na dłużej:)))
Dzięki wielkie za odwiedziny na moim blogu,jesteście wszyscy bardzo mili dla mnie,początkującej blogowiczki,pozdrawiam ciepło i dziękuję za zamieszczane komentarze...z wielką przyjemnością je czytam,więc nie krępujcie się:)))



niedziela, 25 września 2011

Nowe wcielenie szafki kuchennej...krok po kroku...



Tak jak obiecałam w poprzednim poście ,pokażę Wam dziś jak przerobiłam wiszącą szafkę kuchenną na stojącą szafkę...też kuchenną:)
Mieszkanie na stancji ma wiele minusów,żeby nie powiedzieć,,za wiele''...Niestety jestem na nią skazana i muszę się ,,dostosować'' do metrażu,mebli wybranych przez kogoś innego,w ogóle nie pasujących do mojej wizji własnego wnętrza.Miałam jednak to szczęście,że zastałam umeblowaną tylko kuchnię.Reszta gratów to moja własna zbieranina i zbiór przerabianych,przypadkowo zakupionych za bezcen mebli.Staram się wykorzystać każdy wolny kąt na wrzucenie czegoś ,,swojego'' i tak siedząc sobie kiedyś w pokoju otwartym na kuchnię,dostrzegłam fajną szparę pomiędzy lodówką a ścianą koło okna........Wolna przestrzeń,hmm......coś by tam wsadził...,,Wiesz kochanie?Przydałaby mi się jakaś półka na słoiki w kuchni...może byś mi zrobił półeczki tam w tej dziurce?''....pytanie padło do męża....,,gdzie?tam?przecież tam nie ma miejsca...''...,,Jak to nie ma?,jak nie ma? jest całe 30 cm...''.Rzec by się chciało ,,aż'' 30 cm:)Nie było przeproś...klamka zapadła,zaczęło się latanie po sklepach z drewnem,ale nie miałam koncepcji na szafkę.Tzn. może i miałam ale z wykonaniem  byłoby krucho.W końcu dotarliśmy do komisu meblowego.Pod stertą badziewiastych gratów,w samym ciemnym kąciku stała Ona...Teraz pytanie czy się zmieści? Się zmieści...ale czy do auta wejdzie?Weszła...po prostu ona stała tam i czekała na mnie,więc nie mogłam jej nie zabrać do domu.No i się zaczęło...Była taka...




...czyli normalna,standardowa...czyli jednym słowem nie dla mnie,nastąpiła parcelacja elementów...


                                

                                     ...szybki musiały opuścić swoje miejsce ze względu na kolor...




...no a potem postanowiłam,,wyczesać'' drewno...to dopiero była czasochłonna  robota,bo wiertarką i szczotką brzydko wychodziło,więc każde wyżłobienie robiłam wąskim pilniczkiem.Ale było warto,ładnie się usunęło całe młode drewno. Musiałam też zaszpachlować dziury po zawiasach...szafki były otwierane do góry...na stojąco więc ,musiały się otwierać w bok.W tym celu użyłam szpachlówki do drewna ,do kupienia w większości sklepów,ja kupiłam w hipermarkecie na dziale budowlanym...


       

             ...potem całe drzwiczki potraktowałam farbą,którą kupiłam jako próbnik w Leroy Merlin...


                                  

                                     ...po wyschnięciu szarej farby użyłam wosku wybielającego...


                                              

                                                    ....a tu krok po kroku jak to wyglądało...


...całą szafkę również  zaszpachlowałam i pomalowałam białą farbą akrylową do drewna i metalu. Najczęściej używam farby firmy Dragon,w tym przypadku miałam inną pod ręką,ale też ładnie pokryła...


           ...po pomalowaniu...


...teraz przyszła pora na wykończenie drzwiczek.Nie miałam na zbyciu tyle pieniędzy ,żeby zamawiać u szklarza szklane,więc pomyślałam o siatce ogrodniczej.Ale doszłam do wniosku,że wydanie 50 zł na rolkę siatki też jest przesadą i postanowiłam zastąpić ją plastikową siatką ogrodniczą...tu koszt był 10 razy mniejszy...

        


...siatkę pomalowałam gąbką ,tą samą szarą farbą co drzwiczki...z daleka teraz wygląda jak stalowa i jest fajna bo gęsta,nie prześwituje za bardzo...po skręceniu całości zamanił mi się jeszcze dekor na górze,więc zrobiłam taki z gipsu...




...a ponieważ był biały,więc postanowiłam dodać mu odrobinę szlachetnej patyny...w tym celu użyłam mocno rozcieńczonego próbnika kolejnej farby ...


                                  

                                  ...przykleiłam go klejem ,który jeszcze nigdy mnie nie zawiódł...


                                                            ...no i coś tam już wyszło...





...denerwują mnie tylko te uchwyty,są chyba trochę za szerokie...może kiedyś trafię coś akuratniego,to sobie zmienię ...marzą mi się takie grube,metalowe...


 Tym sposobem za niewielkie pieniądze mam szafkę i wymarzone miejsce na słoiki:))) I na piękny porcelanowy komplet,który dostałam kiedyś od Karoli,ale o tym innym razem.Mam nadzieję,że komuś na coś się ten post przyda.Buziaki:))


 
              






piątek, 23 września 2011

Coś na odstresowanie:)

Czego się stresuję?Czeka mnie dziś wyprawa do sklepów z moim dzieckiem po buty.Już widzę zaskoczenie w Waszych oczach,ale wierzcie mi nie znoszę tego robić...całe szczęście,że moje kochane dziecko wyrosło już z wieku,w którym buty wystarczają na tydzień czasu.Teraz dzielnie trzymają się do czasu,w którym palce zaczynają wypychać noski 2 cm przed podeszwę.I tu mam wielkie szczęście,bo przeżywam kryzys zakupowy tylko dwa razy do roku,oczywiście jeżeli nie wypadnie po drodze jakaś impreza rodzinna,gdzie trzeba wystąpić w lakierkach:))...chwila na reklamę...

No więc rada ,nie rada muszę jechać...2cm jak nic...Ale wracając do sedna...ze stresem radzę sobie w sposób manualny.Co znaczy,że biorę się najczęściej za  pędzelki,farby i maluję sobie wszystko co mi wpadnie pod ręce.Dziś mam w planach skończyć wreszcie szafkę,którą kupiłam w komisie...został mi tylko dekor na drzwiczki i zrobienie fotek......reklama....

Dziewczyny prosiły mnie, żebym pokazywała po kolei co i jak robię,dlatego też podczas owej przeróbki latałam co chwilę myć łapska do łazienki.Nie żebym była zbyt pedantyczna...po prostu musiałam pstrykać fotki.Ale udało się i mam nadzieję,że następny post będzie jakimś małym instruktażem dla Was.Mam nadzieję,że będzie...o ile nie padnę dziś na zakupach na zawał.Ciekawa jestem czy wiek dorastania u Waszych dzieci jest też  taki wypchany emocjami?Ja mam to nieszczęście,że mimo różnicy wieku u moich dzieciaków ,ten okres przebiega  w zasadzie równocześnie...czujecie ten zapach buzujących hormonów z mojej chałupy?Nie?To dzięki Bogu:)) Ja tkwię w nim po uszy...cóż...rola matki dwojga nastolatków.A tak swoją drogą , powie mi ktoś kiedy  te dzieci dorastają i zaczynają  patrzeć na nas z góry?Tak ten czas szybko leci....No właśnie...czas-czasem a dekor leży i czeka na pomalowanie ...

Na koniec ostatnie dziś moje zdjęcie,gorąco wszystkich pozdrawiam,dziękuję za wszystkie komentarze,Madziaszko nie mogłam Cię znaleźć na decorce,bo są dwie takie osoby,ale dziękuję za słowa wsparcia:))) Trzymajcie za mnie kciuki żebym znalazła te nieszczęsne buty,pliiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiissss.Buziaki:)))

wtorek, 20 września 2011

Natchnęło mnie na szarości...

Łaziłam sobie po sklepach w necie i zauważyłam,że stylowe meble fajnie wyglądają w odcieniach szarości...Szybko się rozejrzałam po domu z nadzieją w oczach,że dojrzę jakiś mały mebelek na przemalowanie.Witryna...za duża,komoda...też wielgachna,zostało moje ukochane maleństwo zakupione kiedyś na giełdzie staroci.Co ja się nasłuchałam od męża na temat tego mebla to moje...gadanie było odwrotnie proporcjonalne do jego wielkości(wielkości mebelka oczywiście).Najpierw oczywiście nadałam komódce biały wygląd,teraz jednak postanowiłam dać jej jesienno-zimową szatę.No i fruu...


                                                              

                                                                   ...jeszcze w bieli...




...próbka koloru na dole...




...pora na uchwyty...




...podobają mi się najbardziej... 





...po zmalowaniu całości nadszedł czas na przecierki papierem ściernym...





...no i wyszło jak wyszło...mam chociaż jeden mebel w innym kolorze niż biel:)))


Mam nadzieję,że może kogoś z Was też ,,natknie'' na szarości w domu...nie są wcale takie zimne jak większość osób sądzi:))
Buziaki:)))))






                                                                
                                                    

poniedziałek, 19 września 2011

Biel...ulubiony kolor?czy już obsesja?

Zawsze lubiłam jasne wnętrza,zawsze lubiłam starocia w domu.Nic więc dziwnego w tym,że od kilku lat latam po giełdach ze szpargałami ,które kiedyś ktoś wyrzucił i ku osłupieniu męża znoszę te ,,śmieci'' do domu.A potem latam jak poparzona z papierem ściernym,płynami do usuwania rdzy,pędzlami,farbami i zatracam się w najcudowniejszym zajęciu pod słońcem...nadawaniu brzydkiemu kaczątku nowego wyglądu.Szanowny małżonek i drogie dzieci już tylko kiwają głową na moje wymyślanie,ale co tam...uwielbiam to robić i pewnie będę dopóki będą istniały giełdy i śmietniki:))No i oczywiście dopóki będzie w sklepach biała emulsja,bez której obyć się ni cholery nie mogę :)Postaram się dodawać w postach wszystkie moje nagromadzone i odnowione durnostojki,bo jest tego całkiem sporo.Ale dziś troszkę otaczającej mnie bieli...
moje kochane kaczuchy:))
 i ukochane róże...zaraz po konwaliach:))
W następnym poście pokażę Wam jakieś moje przeróbki,bo czasu na robienie zdjęć mało...
Dziękuję za odwiedziny i napiszcie coś czasami,żebym nie była tu taka samotna,co?

piątek, 16 września 2011

Zaczęłam nowy okres w swoim dość prostym życiu...

Nie wiem do dnia dzisiejszego jak to się stało ,że dałam się namówić mojej Renacie na prowadzenie bloga...podobno to taki okres w życiu kobiety kiedy zaczyna myśleć o tym,że  powinna zacząć to robić.Mężczyźni mają swój ,,kryzys wieku średniego'' ,a że my kobiety nie mamy na to czasu to wyżywamy się na klawiaturze korzystając z wolnej chwili i nasłuchując chrapania męża.Większość  kobiet zaczyna działać na tym polu zaraz po trzydziestce...u mnie,z racji wiecznego zabiegania i totalnego braku czasu okres ten się znacznie wydłużył i gdyby nie moja Renata,która wręcz na siłę przypomniała mi o tym,że już dawno ten magiczny wiek przekroczyłam...to mój blog musiałby poczekać na mnie jeszcze z hmm...jakieś dwadzieścia lat.Co ja bym bez tej kobiety zrobiła?Już teraz nie wiem...chyba zwyczajnie bym się nudziła:))
Renata Kochanie...ty wiesz...:)))
O mnie samej napiszę kiedyś tam trochę więcej...bo wiem ,z założenia i obserwacji własnej postawy podglądacza blogów innych,że mało kto czyta jakieś życiorysy...większość z nas to wzrokowcy,więc będę tu serwować jakieś  małe pstryki rzeczy,które otaczają mnie w życiu,np.takie jak te...
Czasami coś też tworzę w chwilach wolnych od jakichkolwiek zajęć,czyli najczęściej po nocy...

a resztę bloga poświęcę gadulstwu...
Jak to mówią,,pierwsze koty za płoty'' ,trema mnie zżarła,idę spać:))

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...