wtorek, 25 września 2012

Candy w Bellart&Decor

                                                                    Witajcie Kochani:)))

Jako,że jesień zbliża się wielkimi krokami,nadchodzi mój wielki dzień ( ale o tym innym razem) ,liczba Odwiedzających tego bloga jest coraz większa postanowiłam Wam coś podarować:)
Zawsze cenię sobie rzeczy ręcznie przez kogoś wykonane,więc i ja chciałam podarować Wam coś,co stworzyłam własnymi ręcami:) A,że najlepiej się czuję tworząc poduszki i zawieszki, to takie będą też podarunki.
Chciałam jeszcze stworzyć coś dla miłośników stylu industrialnego,bo po ostatnich wpisach widzę,że wiele jest takich osóbek,ale soorrryyy...nie zdążyłam:( 
Ale z ręką na sercu obiecuję,że następne ,,rozdawanko'' będzie w takich klimatach!

A teraz zasady i nic w sumie mądrego,nowego nie wymyślę w tej kwestii.Więc aby wziąć udział w zabawie jesteście proszeni o:
*pozostawienie komentarza pod tym postem
*skopiowanie i podlinkowanie poniższego zdjęcia i wklejenie go na własnym blogu
*będzie mi niezmiernie miło ,jeżeli przy okazji  dodacie się do Obserwatorów tego bloga
*osoby bez bloga pozostawiają komentarz ze swoim adresem e-mail
Chyba to proste:))




                                                                A dlaczego Candy 1+1 ?


                                    
                                    Ponieważ chciałam obdarować dwie przemiłe Osóbki:)))
                              Pierwsza wylosowana osoba dostanie podusię a druga zawieszkę...

        Dzięki za odwiedziny,za przemiłe,budujące i strasznie motywujące komentarze i za to,że jesteście:))))
                                                         Buziaki i powodzenia w losowaniu:))
                                                                             Monika
                                                                           

piątek, 14 września 2012

Były sobie deski cztery,czyli krótki post o zawijaniu

                                                       Witam ciepło bo na dworze jakoś chłodnawo:)
Po edycji ostatniego posta zauważyłam,że wiele osób lubi klimaty, które serwuję mojemu młodemu w pokoju:)
Cieszy mnie to bardzo ,jak również Wasze komentarze pod ostatnim postem:) Dziękuję stokrotnie,wiem ile trzeba się natrudzić,żeby naskrobać coś od siebie kiedy biega się co chwilę na innym blogu.Wiem,bo sama czasami tak sobie latam w te i we wte(lub jak kto woli w tę i we wtę) i nawet nie nabazgram
 słowa...bardzo mi wstyd za to,usprawiedliwia mnie tylko i wyłącznie brak czasu.Wybaczycie?
W sumie i tak się nie dowiem,bo skąd możecie wiedzieć ,że u Was buszowałam?No,ale my nie o tym...
Zaczynamy od desek...dostałam od Renaty fotki z inspiracjami ,w celu  usprawnienia myślenia o nowym wyglądzie tego nieszczęsnego pokoju Mateusza.Była tam między innymi fotka z odjazdowymi deskami...od razu powiedziałam sobie,,Monika! dasz radę!''.....tak sobie pogadałam dobrych kilka chwil po czym zadzwoniłam do szwagra .......,,potrzebuję na gwałt 4 deski z budowy,dasz rade coś wymyślić?''...i tu cisza.
,,jakie to mają być deski?''...ufff,już wiedziałam,że będę je mieć:))))
    No i se mam i se postawiłam i se pomalowałam,a co z tego wyszło pokazuję poniżej:)))
                                      A jak już wymazałam wszystkie to wzięłam się za fotel.......



Po przemalowaniu trzech z nich nie miałam już pomysłu na czwartą ,a że w sumie przy łóżku Mati nie ma żadnego podręcznego światła to pomyślałam o żarówce.Przy okazji zakupów w sklepie budowlanym wpadłam dosłownie swoim cielskiem na kosz pełen ,,kanałówek''...ale ich tam było i w cenie jak marzenie 6zł za sztukę.No nie było przeproś...6zł trzeba było wydać:)
Po lekkim tuningu postarzającym ,,kanałówka'' nieźle daje a mój lew salonowy(czyt.syn) światło ma teraz na wyciągnięcie ręki:) Kurna,czego ja tak nie mam,tylko muszę wstawać?Nie ma sprawiedliwości na tym świecie...





 No i tak to z tymi dechami jakoś poszło nawet bez większego bólu,pozostała kwestia fotela.A fotel to już historia...
Kilka lat temu staliśmy się właścicielami działki pracowniczej,którą to odziedziczyliśmy wraz z całym oprzyrządowaniem i umeblowaniem.W sumie oprócz dwóch foteli,stołu i całego stada much,pająków i robactwa wiele tam nie było.W każdym razie jeden z tych foteli wylądował u mnie w domu.Potem dowiedziałam się ile takie cudeńko kosztuje w sklepie i,że nazywa się chyba condessa czy coś takiego.Ja się tam na dizajnie specjalnie nie znam,uświadomiła mi to Renata,u której notabene wylądował drugi z braci fotelowych:)
W pierwotnej wersji wyglądał strasznie....to już nawet nie był vintage,to już był totalny złom.Ale po oczyszczeniu,zdjęciu całego ożyłkowania wyłonił się całkiem zgrabniutki metalowy szkielecik.Drugie jego wcielenie było czerwone,bo poprzedni wystrój opierał się na dodatkach właśnie w kolorze czerwonym.Ale teraz ,po zmianach już solidnie  gryzł się z resztą,więc musiał narodzić się na nowo.Dziwnie się narodził,bo w sumie wyszedł z .....prześcieradła:) Pocięte bawełniane prześcieradło w wąskie paski,ściągnięte i pozszywane przemieniło się w słonecznym okresie na balkonie w dłuuuugą taśmę.




No a potem siedzieliśmy z Janiołem i owijaliśmy ten nieszczęsny fotel jak te dwa świstaki w sreberka.Ale teraz już się nie gryzie z resztą towarzystwa w pokoju.

I tak powstał kolejny fragment pokoju..............










                             a tu przymiarka i deski w stanie przed spożyciem mojej weny twórczej:)


                Dzięki za odwiedziny,za ewentualne komentarze-wielkie dzięki i buziaki:))) Do miłego!
                                                      Kobieta ,,wiecznie pracująca'' Monika:)







poniedziałek, 10 września 2012

Nowy styl=nowe wyzwanie

                                                        Witam ciepło po dłuższej przerwie:)

Tydzień zaczął się całkiem,całkiem...aby tak do końca:) Udało mi się załatwić kilka,od dawna odkładanych rzeczy.Skończyłam wreszcie przerabiać słupek do pokoju Mateusza:) Ale,ale... ja tu piszę słupku a nikt nie wie o co chodzi.
Jakiś czas temu postanowiłam zmienić coś w pokoju nastoletniego syna... ,,Coś'' zamieniło się w całkowitą przemianę stylu i ogólnego wyglądu jego lokum..Do tej pory panował tam klimat taki,no...powiedzmy,,grzeczny''.
Jednak dziecko dorasta,staje się buńczuczne,pyskliwe,pryszczate i mówi skrzeczącym głosem i potrzeba mu trochę bajzelu w pokoju.Więc postawiłam na coś w stylu industrialnym,vintage i trochę loftowym(jest takie słowo?).



W każdym razie dziecko jest z przemiany mega zadowolone,bo nawet panujący bałagan nie robi już takiego wrażenia na wchodzących do jego pokoju istot dorosłych .Po prostu ginie wśród tych wszystkich klamotów i zardzewiałych elementów.
W sumie ja też wolę taki styl,moje samopoczucie jest już o wiele lepsze,kiedy wchodzę rano budzić śpiącego w swoim,,barłogu'' skrzekacza:)))
Zaczęłam wszystko od rozkręcenia ścianki meblowej,na którą namówili mnie w swoim czasie rodzice...chcieli dobrze,ale tylko ja sama wiem jak mnie ta meblościanka od samego początku irytowała...sorry kochani rodzice:) Więc z całego kumpleciku zostawiłam tylko szafę(o niej oddzielny post) i słupek,który dziś Wam pokażę,bo jestem z niego bardzo dumna:)
Całość wykonana jest z płyty MDF z szybą na przodzie,ale teraz bardziej przypomina metal niż płytę.
Jak malowałam szybę to nie wpadłam na to,żeby fotografować co po kolei robiłam,ale już szuflady pstryknęłam i może się komuś do czegoś to moje pstrykanie przyda:)
Najpierw postanowiłam obić szuflady blachą,ale nie miałam pojęcia skąd ją wziąć?Pojechałam na złomowisko,ale nic tak małego nie znalazłam(za to znalazłam coś innego,ale o tym na końcu posta).
Wróciłam do domu i dalej myślałam i...przypominałam sobie,że w pracy widziałam takie duże puchy u dziewczyn na serach.Więc przywlekłam jedną taką i rozebrałam na części pierwsze...


                                                             
                                                            No i wzięłam się za robotę...


Wyjęłam szuflady i docięłam blachę .Najpierw miały być takie długie jak wcześniej,ale doszłam do wniosku,że z dwóch zrobię jakby cztery mniejsze.Blachę pomalowałam czarną farbą olejną(dwie warstwy),przetarłam nożem rogi i całość przeleciałam papierem ściernym.Małymi gwoździkami przybiłam blachę do szuflady.Łebki od gwoździ zamaskowałam większymi łebkami od starych ćwieków tapicerskich.
Po przymocowaniu uchwytów miejsca przetarcia metal pokryłam solą,którą już gdzieś wcześniej pokazywałam...Po jakimś czasie goły metal pokrył się rdzą.

                                               
                                                    Po skręceniu całości słupek wygląda tak:


 W sąsiedztwie biurko,pomalowane wcześniej na biało i półka,która czeka na wymianę na nowszy model...poluję na skórzane paski:)


No i doszliśmy pomału do końca...aaaaaa,miałam pokazać co trafiłam zamiast blachy.
Dwie niemieckie,wojskowe skrzynki drewniane,na dnie których było ze 20dag czystej rdzy.Oczywiście nie byłabym sobą,gdybym jej nie zeskrobała i nie schowała na ,,przydasie''...:))
Się już w sumie przydała przy malowaniu liter na szybie...wiedziaaaaałam:)


Tak więc mogę powiedzieć,że kolejne grosze wydane na wszystkie rzeczy owocują w postaci nowego,,starego'' wyglądu pokoju Matiego.
Następnym razem kolejne fragmenty i przeróbki bez wydawania masakrycznych pieniędzy:)
Pozdrowienia ślę dla nowych Członków,buziaki dla Wszystkich i gorące podziękowania dla Istot piszących komentarze pod postami:)))
                                                                       


      Zapominałam Wam pokazać jak wyglądał słupek przed zmianą...teraz już uciekam PA! i do miłego:))
















Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...