piątek, 30 marca 2012

Dostojny Francuz...

   Witam serdecznie:)

  Długo,długo,bardzo długo czekałam na pojawienie się okazji zakupu dostojnego fotela.Podczas odwiedzin targu z klamotami wiele razy widziałam przecudnej urody meble tego typu,jednak albo stan albo cena(zwłaszcza cena) odstraszały mnie bardzo skutecznie od dokonania wymarzonego zakupu.Ale widać ,,góra'' popchnęła mnie w deszczowy,paskudny dzień na giełdę,gdzie przy samym już wejściu szczerzył na mnie bezczelnie zęby mój wymarzony fotel.Zastanawiałam się jak podejść sprzedawcę,żeby patrząc na mnie nie palnął niebotycznej sumy za tego ,,starocia''.Postanowiłam udać biedną sierotkę a'la Marysię i z oczami spaniela spytałam o cenę.
   ,,jak dla pani to z siedem dyszek muszę niestety krzyknąć!''jesoooooooo.......z sierotki Marysi stałam się w oka mgnieniu czarną panterą,szybko zapłaciłam,zgarnęłam co kupiłam ,żeby zakłopotany pan nie zdążył się opamiętać co palnął i tyle mnie widzieli na giełdzie w ową niedzielę.Resztę dnia spędziłam bardzo pracowicie...
 Szlifierki nadal się nie dorobiłam,ale za to noży mam pod dostatkiem.Tak więc zaczęło się obieranie ze skóry...długo to trwało,ale za siedem lat świetlnych wyszło surowe drewno.Tapicerka też mi nie odpowiadała zupełnie,więc odeszła  w siną dal ,czyli do kosza na śmieci.



        Potem pierwsza warstwa jasnej farby,na to druga warstwa ciemnej,no a potem miały być przecierki.




Jednak były tak paskudne ,że postawiłam na inny sposób.Znów poszła w ruch moja cudowna gąbka na cellulit i trzy kolory farb.I mazianie...



Po wyschnięciu wszystkiego palcem nakładałam jasną farbę i tym samym paluchem wcierałam ją w fotel .Efekt mnie samą zaskoczył:) Dla podniszczenia części ramy użyłam czarnej farby i znów palcami wyrzeźbiłam niby wytarcia.


Przyszła kolej na wymianę tapicerki...tu to się działo,zszywacz odmawiał mi posłuszeństwa co rusz,więc dużą część musiałam przybić gwoździami,ale jakoś poszło i po dłuuuuugim czasie stanął mój Francuz na miejscu a ja gonię kolejne swoje marzenia:))


A w tak zwanym międzyczasie poszyłam sobie jeszcze kilka poduch na kanapę.chyba z tą wiosną naleciało mnie na kolorki:)


Szare powstały z materiału,którego resztki ocalały po szyciu zasłon(pojawiły się pytania,więc tu napiszę,że wzór na poduszkach malowałam sama farbą do tkanin)a bordowe jak to zwykle u mnie bywa z   najbardziej popularnego surowca ,czyli z prześcieradła:))

Na dziś tyle udało mi się po nocy wklepać,serdecznie dziękuję za wszystkie życzenia urodzinowe i miłe komentarze w poprzednich postach.Myślę nad moim pierwszym candy blogowym,ale obiecałam sobie,że zrobię go, kiedy lista Obserwatorów dojdzie do 100, czyli może niedługo:))) Moc buziaków,udanego weekendu Wam życzę,ja niestety spędzę go cierpliwie zarabiając na byt....



czwartek, 22 marca 2012

Cristallo żyrandollo i bianco tabliciozo...

                                                                       Hejka:)
      Tak dawno się tu nie widziałam,że zapomniałam już jak wyglądam:)Zganiam to jednak wszystko na jednego gościa,znacie go doskonale wszyscy,nie muszę oficjalnie przedstawiać.
     Pan Wolny Czas postanowił opuścić mnie na dobre,nie zapowiadając przed wyjściem kiedy dokładnie wróci.Więc jak ta sucha gałązka czekam na niego z utęsknieniem i nie wiem już czy się doczekam.No i już z tego czekania czepiają się mnie dosyć dziwne pomysły...Tylko w ostatnim tygodniu zdążyłam przemeblować pół mieszkania,wymalować rzeczy rażące mnie w oczy ,coś tam uszyć i przetworzyć jakieś śmieci.To wszystko podałam w wielkim,telegraficznym skrócie,bo książki tu nie piszemy.

     Macie coś takiego czasami,że siądziecie na tyłku i patrzycie w sufit i myślicie o niczym?Mnie się czasami zdarza,rzadko ale jednak zdarza.Podczas któregoś takiego  bezsensownego zasiedzenia dopadła mnie Wena.Kilka razy  już mnie w tym temacie chciała dopaść,ale zawsze szybko się zrywałam i uciekałam od niej:) Tym razem jednak była szybsza i powiedziała mi tak:,,albo zrobisz coś z tym złoconym żyrandolem albo cię opuszczam i radź sobie sama!''......O tym mówiła:




Co było robić? Stracić Wenę i Wolny Czas  tak bezpowrotnie? z wielkim oporami zabrałam się za to cudo,zaczęłam od striptizu:




Śmiać mi się chciało na jego widok,bo przypominał mi wyglądem zmokniętą kurę:) Potem nastąpiło malowanie...

                                   
                                         ...i strojenie...
 



 
  A teraz siadam sobie ze swoją Weną i oglądamy nasze dzieło i chyba jestem zadowolona z Jej obecności w moim życiu:)Chociaż wczoraj znów wywinęła mi numer z tablicą.Spokojnie sobie sprzątałam korzystając z wolnego dnia i nie wiem po jaką cholerą sięgnęłam za szafkę.Tylko rzuciłam okiem okiem a Ta już,,a to co?a dlaczego to leży już tyle miesięcy i nie jest zrobione,he?'' O losieee....nie miała baba kłopotu to se Wenę pod dach przyjęła.Fakt ,faktem ale tablice (całe dwie) kupiłam już z rok temu na starociach i tak sobie cicho siedziały w tym kątku za szafą cały czas.Takie coś dostałam za parę groszy:



Jak już tak latałam po tej giełdzie to kupiłam też za zeta dwa takie dekory rokko barokko...tak na ,,zaś''...




Zaś więc nadeszła pora,żeby je wykorzystać.I tu padnie odpowiedź na Wasze pytania dotyczące soli utleniających.o których wspominałam przy manekinie.No więc najpierw malujemy delikwenta farbą imitującą żelazo.Ale nie myślcie,że jest to prosta sprawa...farba jest gęsta,słabo przylega  trzeba się nieźle nagimnastykować,żeby całość przedmiotu pokryć w miarę dokładnie.Ja się nieźle nawywijałam ozorem żeby pokryć te wszystkie rowki w tym cacuszku(malowałam pędzelkiem,ozorem się skupiałam)...żeby nie było:)



Po skończonej pracy sięgamy po drugi preparat z zestawu i paćkami nakładamy na przedmiot,żeby sól pokryła w jakichś tam miejscach to niby żelazo.



A potem już nastąpiło malowanie ramy tablicy metoda przecierkową,malowanie czarnego środka farbą do tablic szkolnych i napisu Menu.Ale to już dziecinada,więc pokazuję tylko efekt końcowy:


Tablica ma jeszcze jedną zaletę,oprócz tego,że fajnie wygląda w kuchni...nie muszę każdemu co 5 minut odpowiadać na pytanie,,mamo?co dziś na obiad?,mamo? co dziś jemy?''....


Kochani bardzo dziękuję za tak liczne odwiedziny,za przemiłe komentarze ,witam wszystkich Obserwujących,którzy dołączyli w ostatnim czasie i sorrry,że tak mało wlepiam na tego bloga,ale dopóki pan Wolny Czas nie wstąpi w moje progi to będę musiała nadal tak rzadko tu wpadać:)Niestety ,,live is brutal''...

Buziaki wiosenne,żegnam Was jeszcze jako 36 latka,jutro przywitam łono internetu jako ciut starsza baba:)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...